niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 2: "- Ziemia do Alonso!"

Lizz:

Zjeżdżałam windą na dół, a łzy ciekły mi po policzkach. Jednak go tu spotkałam. Po takim czasie. Jak mogę znowu na niego spojrzeć? Po tym jak mnie potraktował.. Do tego jego zbyt śmiały kumpel. Choć w sumie, chciał tylko pomóc. Zrobiłam głęboki wdech i gdy winda zatrzymała się na parterze, wysiadłam. Kuśtykając dostałam się do obrotowych drzwi i znalazłam się na na zewnątrz wdychając gorące powietrze Afryki. Niestety musiałam odwiedzić szpital, bo z moją nogą było coraz gorzej. Już zaczęłam wołać taksówkę, gdy przede mną stanął autokar Reprezentacji Hiszpanii. Otwarłam szerzej oczy, zdziwiona. Drzwi pojazdu się otworzyły i wyszedł z nich Fabregas. Skrzywiłam się i ruszyłam w stronę centrum miasta ignorując chłopaka. Mimo to on nadal szedł za mną.
- Lizz, daj sobie pomóc. Ta noga nie wygląda za dobrze.
- Od kiedy to jesteś taki troskliwy? - odwróciłam się i spojrzałam na niego. - Daj mi święty spokój. W tym jesteś najlepszy.
- Możesz dalej mnie nienawidzić i nie musisz ze mną rozmawiać. Tylko pozwól sobie pomóc. Jeśli nie mnie to któremuś z moich kumpli.
- Ja się nią zajmę. - usłyszałam głos i zobaczyłam Andresa idącego w naszą stronę w czerwonym dresie. Wiedziałam, że gdzieś już go widziałam! Andres Iniesta, hiszpański piłkarz, gracz FC Barcelony. Miałam ochotę strzelić sobie ręką w czoło. - Powinienem był cie nie słuchać i od razu zabrać na ostry dyżur. - kiedy znalazł się koło nas przytulił mnie, a potem sprawnym ruchem wziął na ręce.
- A wy skąd się znacie? - chciał wiedzieć Cesc, ale oboje go zignorowaliśmy. Zrezygnowany machnął ręką i wsiadł z powrotem do pojazdu.
- Co z twoim treningiem?
- Dadzą sobie beze mnie radę. - machnął ręką w stronę autokaru, a ten odjechał. - Co powiesz na taksówkę? - kiwnęłam tylko głową.

Cesc:

Co ona tutaj robi? Dlaczego właśnie tutaj musieliśmy się spotkać? Westchnąłem i usiadłem na swoim miejscu koło Gerarda. 
- Może wreszcie się dowiem skąd znasz tą dziewczynę, hmm? - zapytał.
- Pamiętasz Euro 2008? - kiwnął głową. - No, więc poznaliśmy się podczas jednej z imprez pomeczowych. Od razu zaiskrzyło między nami. Po kilkunastu drinkach i niezłej zabawie wylądowaliśmy w pokoju hotelowym. Następnego dnia.. - przerwałem, a on czekał na resztę relacji z zapartym tchem. Z resztą nie tylko on. Naszej rozmowie przysłuchiwali się Sergio i Xabi siedzący za nami.
- Następnego dnia? Coś ty takiego zrobił? - zapytał Ramos, a ja zmroziłem go wzrokiem.
- Powiedziałem jej, że to była tylko jednorazowa przygoda po alkoholu i rzuciłem jej na łóżko pieniądze, a potem wyszedłem. - cała trójka równocześnie strzeliła sobie tzw. facepalma.
- Czy ciebie do reszty posrało?! - takim tekstem może rzucić tylko mój kumpel Pique.
- Nie dziwie się, że tak na ciebie reaguje. Nazwałeś ją prostytutką, a teraz się dziwisz, że ma ochotę zrzucić cie ze schodów? - dodał swoje trzy grosze zdegustowany El Lobo.
- Odezwał się ten, który jest taki miły i uprzejmy dla dziewczyn, z którymi sypia. - odciąłem się, a Wilczek zamilkł. Tylko Alonso siedział cicho i trawił nasze słowa. Wyglądał na wzburzonego, ale też zatroskanego. 
- Ziemia do Alonso! - odparł zbyt głośno Ramos i szturchnął w ramię kolegę z drużyny. - Co z tobą? Ostatnio zachowujesz się jak duch. 
- Nic mi nie jest. Po prostu zastanawiam się jak można być takim dupkiem. - odparł i spojrzał na mnie ze złością. To było wszystko co powiedział. Założył na uszy słuchawki i całkiem się od nas odciął. 
- A ja nadal nie rozumiem dlaczego jej to zrobiłeś. - Pikacz nie dawał za wygraną.
- Bo byłem już wtedy z Daniellą, ćwoku. - ten tylko pokręcił głową z dezaprobatą i zajął się rozmową z Davidem siedzącym obok. Założyłem słuchawki i zamknąłem oczy. Przed oczami stanęły mi sceny z tamtej nocy z blondynką. Jak mogłem tak ją potraktować? Ale ze mnie dupek. Muszę jakoś jej to wynagrodzić. Tylko jak?

Lizz:

Poprosiłam Andresa, aby poczekał na mnie na korytarzu. Lekarz zrobił mi badania krwi, choć według mnie nie było to potrzebne. Wyniki go przeraziły, ale ja dokładnie wiedziałam co w nich jest. Wytłumaczyłam mu, że nie podjęłam się leczenia i wiem co mnie czeka. Próbował mnie przekonywać przy okazji zakładając gips na, jak się okazało, skręconą kostkę. Poprosiłam go, żeby nic nie mówił piłkarzowi, który mnie tu przyniósł. Nie chce, aby jego stosunek do mnie się zmienił. Westchnęłam i wykuśtykałam na korytarz. Gips na tydzień to najgorsze co mogło mi się przytrafić. Stwierdziłam, że i tak będę chodzić na mecze. W końcu po to tu przyjechałam. W drodze powrotnej milczałam myśląc o rozmowie z Fabregasem. Myśli, że chęć pomocy wszystko zmieni? Nie usłyszałam nawet zwykłego przepraszam. Boli mnie kiedy przypomnę sobie jak mnie potraktował i jak bardzo zranił moje uczucia.Wchodząc do hotelu, zastaliśmy w holu grupkę piłkarzy. Wśród nich, na szczęście, nie było Cesca. Rozpoznałam jednak trójkę, którą spotkałam na korytarzu.
- Chłopaki, co tu robicie? - zapytał mój towarzysz. Widać było, że zaskoczyło go zachowanie kolegów z drużyny. 
- Chcieliśmy dowiedzieć się w jakim stanie jest twoja nowa znajoma. - odparł najwyższy z nich.
- Mam na imię Lizz i czuje się dobrze. Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Szczególnie ciebie. - wskazałam ręką na chłopaka, który wcześniej chciał mi pomóc. Ten podszedł do mnie z uśmiechem.
- Nie musisz przepraszać. W końcu byłaś wściekła na Fabsa. Sergio Ramos. - wyciągnął w moją stronę rękę, a ja ją uścisnęłam.
- Elizabeth Collins. Ale wolę jak się mówi do mnie Lizz. - po chwili zbliżyła się też reszta towarzystwa.
- Gerard Pique. - przedstawił się wysoki szatyn. Trzeci z nich stał trochę dalej i wpatrywał się we mnie. Był całkiem przystojny, ale także tajemniczy. Czy ja go już gdzieś nie widziałam?
- Ej, a ty się nie przywitasz nasz Casanovo? - zapytał ze śmiechem Ramos i szturchnął w ramię nieznajomego. Ten jakby się obudził i z zakłopotaniem podrapał się po głowie, po czym stanął przede mną.
- Wybacz mi moje maniery. Xabi Alonso. - odparł i uśmiechając się, podał mi rękę. Jego uśmiech zaparł mi dech w piersiach. Na chwilę zapomniałam jak się oddycha.
- Miło mi cie poznać. Was wszystkich. - zwróciłam się do reszty. Czułam na sobie wzrok Xabiego. O dziwo, wcale mi to nie przeszkadzało. - Jestem fanką piłki nożnej i poznać tak utalentowanych piłkarzy to zaszczyt.
- No patrzcie, fanka mówisz? A to mnie zaskoczyłaś. - powiedział wyszczerzony Pique i zaśmiał się.
- Dobra panowie, pozwólcie Lizz odpocząć. - dorzucił swoje trzy grosze Andres. - Chodź, zaprowadzę cię do pokoju.
- Dziękuje ci. - powiedziałam z wdzięcznością i pożegnałam się z chłopakami, po czym, oparta o Hiszpana, ruszyłam do windy.

*** 
Wyczerpana i obolała postanowiłam zafundować sobie kąpiel. Nalałam wody do hotelowej wanny i kładąc nogę w gipsie na brzegu, zanurzyłam się w gorącej wodzie. Wzięłam tabletki przeciwbólowe i zamknęłam oczy. Im bliżej wieczora tym jest gorzej. Zdążyłam się do tego przyzwyczaić, choć ostatnio było już lepiej. Westchnęłam i starałam się skupić na muzyce, która leciała z radia. Akurat leciało "Out of my head", a ja cicho nuciłam piosenkę. Przypomniała mi jak się ostatnio czuje. Jak samotna i opuszczona jestem mimo wsparcia rodziców. Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi pokoju. Otworzyłam oczy, zaskoczona. Kto to może być? Czyżby Iniesta przyszedł sprawdzić co ze mną? Jakoś udało mi się wydostać z wanny i owijając się ręcznikiem, pokuśtykałam do drzwi. Jakież było moje zdziwienie, gdy w drzwiach stał Xabi. Całkiem zapomniałam, że prawie nie mam nic na sobie i nadal stałam zszokowana na progu. Chłopak spojrzał na mnie z góry na dół i się zmieszał.
- Przepraszam, widzę, że przyszedłem nie w porę. Może wrócę później. 
- Nie, nie. Wejdź. - uśmiechnęłam się i przepuściłam go, po czym zamknęłam drzwi. - Pozwól, że się ubiorę i zaraz do ciebie wrócę. - wchodząc do łazienki, z ubraniami w rękach, zauważyłam jak szatyn siada na łóżku i uśmiecha się do mnie. Znów to dziwne uczucie. Co się ze mną dzieje?

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 1: " - Nasz Casanova się zakochał. Ulalala."

Lizz:

- Tato, nie martw się. Tak, czuje się dobrze. Posłuchaj, wiesz jak bardzo marzyłam o tych Mistrzostwach. Kiedy tylko się skończą, wrócę. Proszę, zaufaj mi. Dam sobie radę. Okej, zadzwonię jutro. Kocham Cie i ucałuj ode mnie mamę. - to mówiąc, rozłączyłam się i westchnęłam. Kocham moich rodziców, ale czasami zbytnio się troszczą. Rozumiem, że mają powody, ale jakoś sobie radze. Chyba zdążyłam przywyknąć do mojej, nowej rzeczywistości. Wzięłam torebkę i zeszłam do holu hotelowego. Jest taka piękna pogoda, a ja siedzę w pokoju. Trzeba to jakoś wykorzystać. Postanowiłam wybrać się na spacer. Siedząc na ławce, w pobliskim parku, wystawiłam twarz do słońca i przymknęłam oczy. Tak wiele rzeczy chciałabym zrobić, a tak niewiele jest czasu. Za bardzo skupiałam się na odkrywaniu tego co chce robić w życiu, żeby zauważyć jak dużo rzeczy mnie ominęło. Nie byłam w długim i prawdziwym związku. Nie mam przyjaciółki, której mogłabym powierzyć wszystko. Nie zakochałam się, nie miałam złamanego serca. Liczyła się tylko rodzina, śpiewanie i sport. Teraz trochę żałuje tego, że nie chciałam nikogo do siebie dopuścić. Zawiał przyjemny wiatr i poczułam jak porywa z mojej głowy kapelusz. Otwarłam oczy i zaczęłam szybko iść w ślad za nim. Cholera, mogłam odpuścić sobie te koturny. Moje nakrycie głowy było coraz dalej, a ja puściłam się biegiem za nim i to był bardzo zły pomysł. Źle postawiłam nogę i po chwili, wylądowałam na ziemi. Cholera, ja to jestem zdolna. Próbowałam ruszyć nogą, ale poczułam ból i syknęłam cicho. Zdjęłam buty i zakryłam twarz dłońmi. Czy ten dzień nie może być zwyczajny?
-Może pomóc? Bo widzę, że masz kłopoty. - otwarłam oczy i spojrzałam na mężczyznę stojącego nade mną. Uśmiechnął się, a ja nie umiałam oderwać od niego wzroku. Skąd ja go znam? Twarz wydaje mi się dość znajoma. Widząc moje niezdecydowanie, wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja z wdzięcznością ją przyjęłam i odwzajemniłam uśmiech. Stanęłam na zdrowej nodze i zachwiałam się. Nieznajomy objął mnie w pasie.
- Dziękuje za pomoc, rycerzu na białym koniu. - zaśmiałam się. - Myślę, że skręciłam kostkę. Przyda mi się zimny okład i przejdzie mi. Pomożesz mi dostać się do hotelu, gdzie mieszkam na czas Mistrzostw?
- Jasne, że pomogę. Chodź. - to mówiąc, wziął mnie na ręce i ruszył spacerkiem w stronę wyjścia z parku. - Który to hotel?
- Winston. Wcale nie musisz tego robić. - zdziwiło mnie, że obcy człowiek chce mi tak bezinteresownie pomóc.
- To także mój hotel. Nie muszę, ale chce. Poza tym, jakim okazałbym się człowiekiem gdybym zostawił ranną kobietę w potrzebie. - uśmiechnął się, a po chwili postawił mnie na zdrowej nodze. - Może jednak zabiorę cie do szpitala? To może być złamanie.
- Nie trzeba, to nic takiego.

***

- Dziękuje za pomoc. Tak w ogóle, nie przestawiłam się. Jestem Lizz. - wyciągnęłam w jego stronę dłoń, a on ją uścisnął.
- Andreas. Zostałbym dłużej, ale obowiązki wzywają. Miło było cie poznać. Może jeszcze uda nam się spotkać.
- Mi również. Mam taką nadzieje, bo muszę się odwdzięczyć za pomoc. - uśmiechnął się, pomachał mi ręką i zniknął za rogiem korytarza. Weszłam do pokoju i od razu przygotowałam sobie okład z lodu. Położyłam się i włączyłam muzykę. Przymknęłam oczy próbując sobie przypomnieć gdzie już widziałam mojego nowo poznanego towarzysza. Skoro mieszka w tym hotelu to pewnie jest kimś znanym i bogatym, więc pewnie był w telewizji i to tam go widziałam.Podniosłam się do pozycji półleżącej i sięgając po pilot, włączyłam telewizor. Skakałam po kanałach, aż natrafiłam na powtórkę meczu Niemców z Australią. Mecz trwał już od 60 minut, a wynik wynosił 2:0 dla Niemców. Zaczęłam się zastanawiać na jaki mecz wybiorę się jutro. Miałam do wyboru trzy mecze: Hiszpania vs.Szwajcaria, Chile vs. Honduras albo RPA vs.Urugwaj. Chyba zdecyduje się na Hiszpanów. W sumie, czasami oglądam ligę hiszpańską i lubię niektórych piłkarzy. Oby tylko nie było tam JEGO. A może on też jest w wyjazdowym składzie? I co wtedy zrobię? Nie mam co zamartwiać się na zapas. W końcu to tylko mecz. Westchnęłam i wróciłam myślami do spotkania, które właśnie było wyświetlane na ekranie.

***

Ta noc była dla mnie bardzo ciężka i męcząca. Nie potrafiłam zasnąć, bo ból kostki dawał mi się we znaki. Kiedy już udało mi się zapaść w sen to zbudziłam się z niego, bo śniły mi się straszne rzeczy. Szpital, morze krwi, lekarz z piłą mechaniczną w ręce, przed którym próbowałam uciekać, a na końcu trumna na cmentarzu, koło nagrobka. Gdy zobaczyłam napis na granitowej tablicy, krzyknęłam i obudziłam się. To byłam ja. To moje dane tam były. Próbowałam się uspokoić i przestać płakać, ale to było silniejsze ode mnie. Resztę nocy spędziłam na szlochu, aż w końcu przestałam, bo zabrakło mi łez. Podniosłam się i syknęłam. Cholerna kostka! Spuchła i nie mogę stanąć na prawej nodze. Świetnie po prostu. Jakoś udało mi się dostać do łazienki i tam naszykowałam sobie kąpiel. Weszłam do wanny i zanurzyłam się w gorącej wodzie pachnącej różami. Pomału wracałam do siebie i starałam się uspokoić. Usłyszałam, że dzwoni hotelowy telefon stojący na szafce przy łóżku. Wcześniej wibrowała moja komórka. Kto tak usilnie próbuje się dodzwonić? Poczekam, aż się nagra. Włączyła się automatyczna sekretarka informując o możliwości pozostawienia wiadomości, a potem usłyszałam głos mojej mamy:
- Cześć córeczko. Mam nadzieje, że nie odbierasz, bo jeszcze śpisz albo leżysz w wannie, a nie dlatego, że coś ci się stało. Wszystko u ciebie w porządku? Dobrze się czujesz? Bierzesz lekarstwa? Powinnaś się zastanowić nad tym o czym mówił lekarz. Oddzwoń do mnie, jak będziesz mogła i uważaj tam na siebie! Ja i tata bardzo cie kochamy!
Telefon się wyłączył, a ja uśmiechnęłam się delikatnie. Kochana, troskliwa mama.Po chwili posmutniałam. Biedni rodzice, siedzą i się zamartwiają. Nie powinno tak być. Mogłam im nic nie mówić. Byliby teraz szczęśliwi i cieszący się życiem. Westchnęłam. Nie chce leczenia, które zaproponował mi mój lekarz, dr.Castelano. Nic i nikt mnie do tego nie przekona. Dam radę bez tego. Wyszłam z wanny, wytarłam się i w ręczniku pokuśtykałam do szafy, gdzie miałam ubrania. Założyłam czerwoną bokserkę i jeansowe spodenki, a na nogi japonki. Innego buta nie umiałam założyć na spuchniętą nogę. Włosy spięłam w wysokiego koka, lekko się pomalowałam i wyperfumowałam, a potem, biorąc torebkę, wyszłam z pokoju. Zrobiłam parę kroków i musiałam przystanąć, bo ból był nie do zniesienia.
- Może pomóc pięknej pani? - usłyszałam męski głos i odwróciłam się.


Xabi:

 Dzisiaj nasz pierwszym mecz na Mistrzostwach, a ja cały czas mam w głowie obraz tajemniczej dziewczyny. Na treningach nie umiem się skupić i trener ma mnie dość. Właśnie wróciliśmy z porannego treningu, na którym miałem karne bieganie za nieuwagę i brak skupienia. Szedłem hotelowym korytarzem w towarzystwie Lobo, Cesca i Gerarda, którzy się ze mnie wyśmiewali. 
- Nasz Casanova się zakochał. Ulalala. - zaśmiał się Wilczek i poklepał mnie po plecach.
- Przestań mnie tak nazywać. - warknąłem.
- Co się tak denerwujesz? Przecież to nic złego, że jakaś dziewczyna ci się spodobała. - dodał Pique i wyszczerzył się.
- Lepiej dziewczyna niż facet. - dorzucił Fabregas i szturchnął mnie w bok łokciem. Miałem ich już serdecznie dość. Uwielbiali robić sobie ze mnie żarty. 
- Pieprzcie się! Ide do swojego pokoju. - powiedziałem i zniknąłem za drzwiami mojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko i zamknąłem oczy. Czy jeszcze ją zobaczę? Czy będę miał szansę ją poznać? Dowiedzieć się jak ma na imię albo co ją sprowadza do RPA? Moje rozmyślania przerwało natarczywe pukanie do drzwi. 
- Xabi, no wychodź! Nie obrażaj się! - krzyczał mój przyjaciel, a ja przewróciłem oczami i podniosłem się otwierając drzwi.
- Dasz ty chodź chwilę spokoju? - pokręcił tylko głową i wyciągnął mnie na korytarz.
- Przestań się mazać i chodź z nami.Może poznamy tu jakieś kobiety. - parsknąłem śmiechem widząc jego entuzjastyczny wyraz twarzy.W końcu chcąc nie chcąc ruszyłem za nim do Fabrique stojących kawałek dalej i ruszyliśmy w dalszą wycieczkę po hotelu. Wjechaliśmy windą na wyższe piętro i udaliśmy się wgłąb korytarza. Po chwili, przed nami otwarły się drzwi, a z jednego z pokoi ktoś wyszedł. Dziewczyna. Idąc w przeciwną stronę patrzyła na swoje stopy i utykała. Przystanęła i syknęła z bólu. Dopiero teraz dostrzegłem jak spuchnięta jest jej prawa kostka. Sergio podążył za moim wzrokiem i zrobił parę kroków w przód.
- Może pomóc pięknej pani? - zapytał, a dziewczyna podniosła głowę i odwracając się, spojrzała na niego. Widząc jej twarz zamurowało mnie. To ona. To mój piękny anioł, o którym myślę od wczoraj. Przeniosła wzrok z Ramosa na pozostałych i zrobiła zaskoczoną minę. Na kogo tak patrzy? Spojrzałem w bok i zobaczyłem jak Fabregas robi równie zszokowany wyraz twarzy i stoi wbity w ziemię.
- Nie, poradzę sobie. - odparła po chwili i zmieniła kierunek i idąc w naszą stronę próbowała wyminąć obrońcę, ale ten stanął przed nią. - Pozwól mi przejść. - podszedłem bliżej i zobaczyłem jej podkrążone i czerwone od płaczu oczy oraz bladą cerę. Nawet wtedy wyglądała pięknie. 
- Utykasz, więc raczej sobie nie poradzisz. - odparł El Lobo i podał jej dłoń. - Pozwól sobie pomóc.
- A od kiedy to jesteśmy na ty? - warknęła, poirytowana śmiałością mojego kumpla i wyminęła go, a potem przeszła koło mnie i weszła do windy. Owionął mnie zapach jej perfum, a moje serce zabiło mocniej. Znów zniknęła, a ja sie nawet nie odezwałem. Co za kretyn ze mnie! Podszedłem do Cesca.
- Znasz ją, prawda? - zapytałem, a on dopiero teraz jakby się obudził i spojrzał na mnie.
- Można tak powiedzieć, ale myślałem, że już jej nie zobaczę. Cholera no! Dlaczego teraz i tu? - zdenerwowany chłopak minął mnie i zniknął w windzie. Co go tak zdenerwowało i skąd zna piękną nieznajomą?

środa, 12 lutego 2014

Prolog

15 czerwca 2010r.

Siedziała zamyślona, na trybunach, wpatrując się w piłkarzy biegających po murawie. Mecz dobiegał końca, a wynik był bardzo satysfakcjonujący dla szatynki. 2:1 dla jej ukochanej drużyny. Rozejrzała się i jęknęła widząc jak, jakaś mocno umalowana dziewczyna, lepi się do dwóch, lekko podchmielonych, kibiców. Nie cierpiała takiego zachowania i osób.Gdy mecz się skończył, jak najszybciej, wydostała się z tego ogromnego skupiska ludzi i ruszyła w stronę swojego samochodu. Miała teraz ochotę tylko na gorącą kąpiel i ciepłe łóżko. Na całe szczęście, rodzice opłacili jej pobyt w RPA. Wiedzieli jak ich córka kocha piłkę nożną i jak marzy o tym, aby zobaczyć mecze Brazylii na żywo.Wchodząc do hotelu i stojąc w kolejce po kartę do pokoju nie pomyślała nawet jaki los jest przewrotny. Nie przypuszczała, że znów zobaczy chłopaka, o którym miała zapomnieć i dziewczynę, która miała jej udowodnić, że nie ocenia się książki po okładce. Nie domyślała się, że w Afryce pozna nie tylko co to przyjaźń i oddanie, ale także co to miłość, wierność i namiętność.To miał być tylko wyjazd na Mistrzostwa, a okazał się podróżą, której koniec nie jest znany, a konsekwencje nie konieczne przyjemne.

***

Wychodził właśnie, z kumplami z drużyny, do hotelowej restauracji. Śmiali się z wpadki jednego z nich na porannym treningu. Przechodząc koło recepcji zatrzymał się, bo ujrzał kobietę, która zwróciła jego uwagę. Nie umiał oderwać od niej oczu, a serce fikało mu koziołki jak szalone. Spojrzała na niego, a on mógł dojrzeć jej piękne, roziskrzone oczy oraz śliczny uśmiech. Już chciał do niej podejść, poznać jej imię, ale został brutalnie, pociągnięty do przodu, przez przyjaciela.
- Te, Casanova, idziemy jeść. Potem będziesz podrywał dziewczyny. - to mówiąc wyszczerzył się i klepnął mężczyznę w plecy. Odwrócił się, z nadzieją, że znów ujrzy obiekt swoich westchnień, ale przy recepcji nikogo nie było. Zniknęła, a on właśnie stracił szansę, żeby ją poznać. Czy aby na pewno?