Lizz:
Zjeżdżałam windą na dół, a łzy ciekły mi po policzkach. Jednak go tu spotkałam. Po takim czasie. Jak mogę znowu na niego spojrzeć? Po tym jak mnie potraktował.. Do tego jego zbyt śmiały kumpel. Choć w sumie, chciał tylko pomóc. Zrobiłam głęboki wdech i gdy winda zatrzymała się na parterze, wysiadłam. Kuśtykając dostałam się do obrotowych drzwi i znalazłam się na na zewnątrz wdychając gorące powietrze Afryki. Niestety musiałam odwiedzić szpital, bo z moją nogą było coraz gorzej. Już zaczęłam wołać taksówkę, gdy przede mną stanął autokar Reprezentacji Hiszpanii. Otwarłam szerzej oczy, zdziwiona. Drzwi pojazdu się otworzyły i wyszedł z nich Fabregas. Skrzywiłam się i ruszyłam w stronę centrum miasta ignorując chłopaka. Mimo to on nadal szedł za mną.
- Lizz, daj sobie pomóc. Ta noga nie wygląda za dobrze.
- Od kiedy to jesteś taki troskliwy? - odwróciłam się i spojrzałam na niego. - Daj mi święty spokój. W tym jesteś najlepszy.
- Możesz dalej mnie nienawidzić i nie musisz ze mną rozmawiać. Tylko pozwól sobie pomóc. Jeśli nie mnie to któremuś z moich kumpli.
- Ja się nią zajmę. - usłyszałam głos i zobaczyłam Andresa idącego w naszą stronę w czerwonym dresie. Wiedziałam, że gdzieś już go widziałam! Andres Iniesta, hiszpański piłkarz, gracz FC Barcelony. Miałam ochotę strzelić sobie ręką w czoło. - Powinienem był cie nie słuchać i od razu zabrać na ostry dyżur. - kiedy znalazł się koło nas przytulił mnie, a potem sprawnym ruchem wziął na ręce.
- A wy skąd się znacie? - chciał wiedzieć Cesc, ale oboje go zignorowaliśmy. Zrezygnowany machnął ręką i wsiadł z powrotem do pojazdu.
- Co z twoim treningiem?
- Dadzą sobie beze mnie radę. - machnął ręką w stronę autokaru, a ten odjechał. - Co powiesz na taksówkę? - kiwnęłam tylko głową.
Cesc:
Co ona tutaj robi? Dlaczego właśnie tutaj musieliśmy się spotkać? Westchnąłem i usiadłem na swoim miejscu koło Gerarda.
- Może wreszcie się dowiem skąd znasz tą dziewczynę, hmm? - zapytał.
- Pamiętasz Euro 2008? - kiwnął głową. - No, więc poznaliśmy się podczas jednej z imprez pomeczowych. Od razu zaiskrzyło między nami. Po kilkunastu drinkach i niezłej zabawie wylądowaliśmy w pokoju hotelowym. Następnego dnia.. - przerwałem, a on czekał na resztę relacji z zapartym tchem. Z resztą nie tylko on. Naszej rozmowie przysłuchiwali się Sergio i Xabi siedzący za nami.
- Następnego dnia? Coś ty takiego zrobił? - zapytał Ramos, a ja zmroziłem go wzrokiem.
- Powiedziałem jej, że to była tylko jednorazowa przygoda po alkoholu i rzuciłem jej na łóżko pieniądze, a potem wyszedłem. - cała trójka równocześnie strzeliła sobie tzw. facepalma.
- Czy ciebie do reszty posrało?! - takim tekstem może rzucić tylko mój kumpel Pique.
- Nie dziwie się, że tak na ciebie reaguje. Nazwałeś ją prostytutką, a teraz się dziwisz, że ma ochotę zrzucić cie ze schodów? - dodał swoje trzy grosze zdegustowany El Lobo.
- Odezwał się ten, który jest taki miły i uprzejmy dla dziewczyn, z którymi sypia. - odciąłem się, a Wilczek zamilkł. Tylko Alonso siedział cicho i trawił nasze słowa. Wyglądał na wzburzonego, ale też zatroskanego.
- Ziemia do Alonso! - odparł zbyt głośno Ramos i szturchnął w ramię kolegę z drużyny. - Co z tobą? Ostatnio zachowujesz się jak duch.
- Nic mi nie jest. Po prostu zastanawiam się jak można być takim dupkiem. - odparł i spojrzał na mnie ze złością. To było wszystko co powiedział. Założył na uszy słuchawki i całkiem się od nas odciął.
- A ja nadal nie rozumiem dlaczego jej to zrobiłeś. - Pikacz nie dawał za wygraną.
- Bo byłem już wtedy z Daniellą, ćwoku. - ten tylko pokręcił głową z dezaprobatą i zajął się rozmową z Davidem siedzącym obok. Założyłem słuchawki i zamknąłem oczy. Przed oczami stanęły mi sceny z tamtej nocy z blondynką. Jak mogłem tak ją potraktować? Ale ze mnie dupek. Muszę jakoś jej to wynagrodzić. Tylko jak?
Lizz:
Poprosiłam Andresa, aby poczekał na mnie na korytarzu. Lekarz zrobił mi badania krwi, choć według mnie nie było to potrzebne. Wyniki go przeraziły, ale ja dokładnie wiedziałam co w nich jest. Wytłumaczyłam mu, że nie podjęłam się leczenia i wiem co mnie czeka. Próbował mnie przekonywać przy okazji zakładając gips na, jak się okazało, skręconą kostkę. Poprosiłam go, żeby nic nie mówił piłkarzowi, który mnie tu przyniósł. Nie chce, aby jego stosunek do mnie się zmienił. Westchnęłam i wykuśtykałam na korytarz. Gips na tydzień to najgorsze co mogło mi się przytrafić. Stwierdziłam, że i tak będę chodzić na mecze. W końcu po to tu przyjechałam. W drodze powrotnej milczałam myśląc o rozmowie z Fabregasem. Myśli, że chęć pomocy wszystko zmieni? Nie usłyszałam nawet zwykłego przepraszam. Boli mnie kiedy przypomnę sobie jak mnie potraktował i jak bardzo zranił moje uczucia.Wchodząc do hotelu, zastaliśmy w holu grupkę piłkarzy. Wśród nich, na szczęście, nie było Cesca. Rozpoznałam jednak trójkę, którą spotkałam na korytarzu.
- Chłopaki, co tu robicie? - zapytał mój towarzysz. Widać było, że zaskoczyło go zachowanie kolegów z drużyny.
- Chcieliśmy dowiedzieć się w jakim stanie jest twoja nowa znajoma. - odparł najwyższy z nich.- Chłopaki, co tu robicie? - zapytał mój towarzysz. Widać było, że zaskoczyło go zachowanie kolegów z drużyny.
- Mam na imię Lizz i czuje się dobrze. Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Szczególnie ciebie. - wskazałam ręką na chłopaka, który wcześniej chciał mi pomóc. Ten podszedł do mnie z uśmiechem.
- Nie musisz przepraszać. W końcu byłaś wściekła na Fabsa. Sergio Ramos. - wyciągnął w moją stronę rękę, a ja ją uścisnęłam.
- Elizabeth Collins. Ale wolę jak się mówi do mnie Lizz. - po chwili zbliżyła się też reszta towarzystwa.
- Gerard Pique. - przedstawił się wysoki szatyn. Trzeci z nich stał trochę dalej i wpatrywał się we mnie. Był całkiem przystojny, ale także tajemniczy. Czy ja go już gdzieś nie widziałam?
- Ej, a ty się nie przywitasz nasz Casanovo? - zapytał ze śmiechem Ramos i szturchnął w ramię nieznajomego. Ten jakby się obudził i z zakłopotaniem podrapał się po głowie, po czym stanął przede mną.
- Wybacz mi moje maniery. Xabi Alonso. - odparł i uśmiechając się, podał mi rękę. Jego uśmiech zaparł mi dech w piersiach. Na chwilę zapomniałam jak się oddycha.
- Miło mi cie poznać. Was wszystkich. - zwróciłam się do reszty. Czułam na sobie wzrok Xabiego. O dziwo, wcale mi to nie przeszkadzało. - Jestem fanką piłki nożnej i poznać tak utalentowanych piłkarzy to zaszczyt.
- No patrzcie, fanka mówisz? A to mnie zaskoczyłaś. - powiedział wyszczerzony Pique i zaśmiał się.
- Dobra panowie, pozwólcie Lizz odpocząć. - dorzucił swoje trzy grosze Andres. - Chodź, zaprowadzę cię do pokoju.
- Dziękuje ci. - powiedziałam z wdzięcznością i pożegnałam się z chłopakami, po czym, oparta o Hiszpana, ruszyłam do windy.
***
Wyczerpana i obolała postanowiłam zafundować sobie kąpiel. Nalałam wody do hotelowej wanny i kładąc nogę w gipsie na brzegu, zanurzyłam się w gorącej wodzie. Wzięłam tabletki przeciwbólowe i zamknęłam oczy. Im bliżej wieczora tym jest gorzej. Zdążyłam się do tego przyzwyczaić, choć ostatnio było już lepiej. Westchnęłam i starałam się skupić na muzyce, która leciała z radia. Akurat leciało "Out of my head", a ja cicho nuciłam piosenkę. Przypomniała mi jak się ostatnio czuje. Jak samotna i opuszczona jestem mimo wsparcia rodziców. Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi pokoju. Otworzyłam oczy, zaskoczona. Kto to może być? Czyżby Iniesta przyszedł sprawdzić co ze mną? Jakoś udało mi się wydostać z wanny i owijając się ręcznikiem, pokuśtykałam do drzwi. Jakież było moje zdziwienie, gdy w drzwiach stał Xabi. Całkiem zapomniałam, że prawie nie mam nic na sobie i nadal stałam zszokowana na progu. Chłopak spojrzał na mnie z góry na dół i się zmieszał.
- Przepraszam, widzę, że przyszedłem nie w porę. Może wrócę później.
- Nie, nie. Wejdź. - uśmiechnęłam się i przepuściłam go, po czym zamknęłam drzwi. - Pozwól, że się ubiorę i zaraz do ciebie wrócę. - wchodząc do łazienki, z ubraniami w rękach, zauważyłam jak szatyn siada na łóżku i uśmiecha się do mnie. Znów to dziwne uczucie. Co się ze mną dzieje?